Ordynarny skok na kasę. To nie mogło się udać. Odcinek pięćdziesiąty.
Rynek remontowo-budowlany się zmienia. I ze smutkiem stwierdzamy, że wcale nie na lepsze. Edukacji zawodowej brak, fachowców również, a w lukę po nich wchodzą ci, którzy od tego rynku powinni trzymać się jak najdalej.
Oczywiście wielu inwestorów nauczonych smutnym doświadczeniem innych, którzy wpadli w kłopoty już wie, że nie warto rezygnować z umów, żeby parę groszy zaoszczędzić. Wiedzą, że umowa pomoże im w ewentualnym dochodzeniu swoich praw, ale tu trzeba robić więcej!
Tu trzeba być mądrym przed szkodą lub w jej trakcie, a nie po! I trzeba się do tej trudnej sytuacji przyzwyczaić. Bo fachowców z doświadczeniem będzie coraz mniej.
Problem
Problemem była od samego początku postawa wykonawcy, który nie mając wiedzy, doświadczenia, mocy przerobowych i solidnej ekipy, wziął się za wykończenie ponad 100 metrowego mieszkania.
Przepraszamy, doświadczenie miał, ale chyba tylko w przekrętach.
Inwestorzy na szczęście zadbali o pewien poziom zabezpieczenia zleconych prac, bo podpisali umowę, ustalili harmonogram i kosztorys, a wykonawcę wybrali z rekomendacji. Ale nie przewidzieli tego, że od samego początku będą jego ofiarami.
Diagnoza
Nie będziemy się dzisiaj rozpisywali na temat kwestii technicznych (zainteresowanym oczywiście odpowiemy na wszystkie pytania), bo paradoksalnie nie o to tu chodzi. Tu chodzi o to, że efekt prac był swojego rodzaju kwintesencją podejścia wykonawcy do zleconych mu prac.
Wszystko, co było zrobione, było zrobione źle! Posadzki, okładziny ceramiczne, kuchnia, łazienka, gładzie i sucha zabudowa, biały montaż i instalacje elektryczne.
I wszystko miało pewną wspólną, bardzo widoczną dla nas cechę. Było robione tak, żeby maksymalnie zaoszczędzić czas i materiały. Kosztem jakości, trwałości i estetyki. Ewidentne fuszerki, które inwestorzy zauważali swoim niewprawnym okiem były przez wykonawcę albo bagatelizowane (cyt.: „tak musi być”), albo tylko maskowane.
Na dodatek, na fakturach przedstawianych inwestorom były pozycje, które nigdy nie były użyte w czasie prac. A to już ewidentne oszustwo!
Rozwiązanie
Wszystkie prace powinny być wykonane jeszcze raz! Koszt oceniamy na co najmniej 150 tys. zł.
Wykonawca powinien zwrócić wszystkie otrzymane pieniądze i już nigdy nie powinien zajmować się wykańczaniem wnętrz. A za swoje oszustwa powinien trafić za kraty.
Finał
Sprawa razem z naszą opinią rzeczoznawców trafiła do prawników. To się musi zakończyć sądem i wyrokiem. Sami inwestorzy nie chcą odpuszczać i są bardzo zdeterminowani, żeby oszusta spotkała zasłużona kara!
I dodamy jeszcze coś od nas.
Takich spraw pojawia się i będzie pojawiać się coraz więcej, a dobrych fachowców będzie ubywać. Tu umowy i rekomendacje to za mało! Od samego początku takie prace wymagają niezależnego od wykonawcy nadzoru i tworzenia dokumentacji na każdym etapie realizacji prac.