Nie stać go było na te placki! To nie mogło się udać! Odcinek dziesiąty.
Sprawa w pewnym sensie dotyczyła braku czasu. Mnóstwa pośpiechu. Ogromu niecierpliwości. I masy pospieszania.
Od razu powiemy też, że nie o gotowaniu będzie. Chociaż sprawa przy okazji otarła się o kuchnię.
A o czym będzie? Będzie o pragnieniu. Pragnieniu, żeby zamieszkać jak najszybciej w swoim nowym mieszkaniu. Żeby jak najszybciej wyprowadzić się z tymczasowego lokum. Jak najszybciej! Bo czasu nie ma! Nie ma! I już!
I w jakimś sensie my to rozumiemy.
Chociaż, niedobrze jest, kiedy presja czasu odbiera zdrowy rozsądek.
Problem
Schwytany w trakcie chaotycznej łapanki glazurnik powiedział, że:
– wie, jak to robić – chyba,
– wie, ile to zajmie – mniej więcej,
– wie, ile to kosztuje – dużo,
i położył ponad 80 metrów kwadratowych drewnopodobnych gresowych płytek w nowym mieszkaniu. Na płytkach wylądowały meble kuchenne i inne różne meble w zabudowie robione na zamówienie.
Miesiąc nacieszył się inwestor względnym spokojem. Po miesiącu pieszego ruchu w mieszkaniu, płytki zaczęły żyć swoim życiem. Najpierw zaczęły wydawać głuchy odgłos, później zaczęły się ruszać, a fuga wykruszać.
Diagnoza
Do zdiagnozowania nie potrzebowaliśmy żadnego specjalnego narzędzia, żeby stwierdzić, że podłoga była chora. Podobnie tak jak ten, który ją układał. Do zdjęcia płytek wystarczyło delikatnie je podważyć. Praktycznie same odchodziły. Prawie tak, jak inwestor od zmysłów.
Jak odeszły, naszym oczom ukazały się na posadzce placki kleju do płytek. A pomiędzy tymi plackami jeszcze placki zwykłego kleju montażowego.
Zamurowało nas.
Wykonawca BARDZO źle położył płytki, bo po pierwsze: nie wyrównał podłoża. Po drugie: nie starł z płytek tzw. pobiałki produkcyjnej. Po trzecie w niechłonne płytki nie wtarł kleju, tylko delikatnie go rozsmarował. Po czwarte nie zawibrował płytek po przyklejeniu. W efekcie powstały pod płytkami wolne przestrzenie, a klej nie związał ich trwale z podłożem.
Jak zaczęły odchodzić, jeszcze próbował ratować sprawę zwykłym klejem montażowym (!!!)
Nie uratował. I podał się. Tylko drogie placki zostały na posadzce.
Rozwiązanie
Zdemontować stojące na płytkach meble, zerwać (a w zasadzie zdjąć płytki z podłogi), usunąć klej, wyrównać podłoże, położyć płytki jeszcze raz. Normatywnie!
Koszt tej operacji wyceniłem na minimum 25 000 zł + ewentualne uszkodzenia mebli przy demontażu.
Finał
No i się zaczęło! Zaczęło, ale nie skończyło.
Wykonawca powiedział, że nie będzie naprawiał szkody, bo nie umie, placki wyszły mu niechcący. Nie zapłaci też za nią, bo już nie ma pieniędzy! Nie ma też (podobno) majątku, który można zabezpieczyć na poczet należności za wykonaną fuszerkę i jej naprawienie. Nie ma też pisemnej umowy. Nie ma ubezpieczenia.
Za to teraz jest czas, mnóstwo czasu, zanim inwestor odzyska spokój i pieniądze (o ile je odzyska).
Nie wszystkie sprawy kończą się dobrze. Szczególnie, kiedy pośpiech jest jedynym doradcą.