
Czasem wystarczy jednym słowem, bez zbędnych wyjaśnień, elaboratów i dywagacji na temat. Dzisiaj jedno słowo, ma dla Was nasz normatywny ekspert od nadzorów inwestorskich (budowalnych i remontowych) Marek Nowiński.
J A !
Czasem po prostu trzeba coś wprost powiedzieć, aby nie wpaść w kłopoty finansowe i zdrowotne (bo nerwy to też zdrowie).
I żeby nie zostawiać tych Was, dla których wiedza jest ważna, tylko z jednym, nieco enigmatycznym i bardzo krótkim słowem, dodamy, jak zwykle, jeszcze kilka słów od siebie.
To dzisiejsze słowo „JA” możecie wziąć do siebie. Bo to Wy, nikt inny, płacicie za budowę, za remont czy wykończenie wnętrza. To Wy możecie powiedzieć o sobie: ja za to płacę!
A skoro tak, to może warto, żebyście zadbali o Wasze pieniądze?
Tylko jak to zrobić?
Sposoby są dwa.
Jeden trochę trudniejszy, bo wymaga Waszego zaangażowania.
Wystarczy, że poczytacie treści, które tu dla Was publikujemy i mając taką „ściągawkę” będziecie wiedzieć: co, jak i czym ma robić wykonawca.
Ale jeżeli szkoda Wam na to czasu, to jest drugi sposób.
Zatrudnić niezwiązany z wykonawcą nadzór, który zadba o Wasze finanse i o to, żeby wykonawca zrobił porządnie swoją robotę. Za którą, przypomnimy, to Wy płacicie.
A jaki jest koszt nadzoru, który obejmuje również sprawdzenie tego czy wykonawca ma wiedzę, doświadczenie i sprzęt oraz jakie technologie i materiały chce zastosować?
O tym za chwilę, bo wcześniej chcemy podać pewien przykład z życia:
Inwestor zleca remont 60 metrowego mieszkania. Wykonawca z różnych powodów robi fuszerkę, za którą nie dość, że Inwestor zapłacił 50 tysięcy (bez VAT, bez umowy, na gębę) to za usunięcie tej fuszerki i ponowne wykonanie prac dopłacił jeszcze 70 tysięcy u innego wykonawcy. Razem 120 tysięcy, bo partacz nie miał z czego zwrócić. Jeżeli czytacie regularnie nasze piątkowe posty, wiecie, że nie jest to odosobniony przypadek. To prawdziwa plaga na rynku.
A ile kosztowałby nadzór przy takiej inwestycji? Około 3 tysięcy złotych.
Szkoda Wam takiej kwoty? Nie przekonaliśmy Was do nadzoru, Waszego osobistego lub zewnętrznego? Zawsze pozostaje nadzieja, że jakoś się uda bez kłopotów. Tylko my wolimy wiedzę i nadzór zamiast nadziei. Przynajmniej w tym przypadku.
Jednym słowem: nadzór to w obecnych czasach raczej KONIECZNOŚĆ niż mniej lub bardziej istotna potrzeba.
Nawet jeżeli wierzycie swojemu wykonawcy to i tak warto go sprawdzać i nadzorować w czasie prac. Nie opłaca się chodzić na skróty, bo pozorne oszczędności mogą oznaczać spore, realne koszty.