Myszy go zdradziły. To nie mogło się udać. Odcinek czterdziesty.
To historia o tym, jak chytry wykonawca nie stracił, bo się dogadał z inwestorem. Ale czy inwestorowi wyszło to na dobre? Tu już mamy wątpliwości.
To był piękny, nowoczesny, ocieplony piętrowy dom, w którym latem zamieszkał inwestor z rodziną. I do jesieni miał spokój. Ale jesienią spokój się skończył.
Problem
Na początku pojawił się problem akustyczny. Domownicy zaczęli się uskarżać na dziwne dźwięki dochodzące ze ściany. A za problemem akustycznym pojawił się problem estetyczny. Wzdłuż ścian budynku pojawiły kulki styropianu.
A wykonawca problemu nie widział. Stwierdził, że te kulki styropianu to pewnie wiatr z zakamarków wywiewa, a te dźwięki to pracujące ściany domu, może wiatr, a może jedno i drugie.
No nie ma problemu!
A skoro inwestor poprosił o pomoc, to chyba problem widział i wykonawcy nie uwierzył. I dobrze.
Diagnoza
Typowe objawy podpowiedziały nam, co jest przyczyną problemów. Szybkie sprawdzenie i już wiedzieliśmy, że wykonawca zaoszczędził na listwach startowych i na zbrojeniu styropianowej warstwy izolującej.
Efekt? Zmarznięte gryzonie postanowiły poszukać ciepłego schronienia na zimę i wprowadziły się do elewacji drążąc w niej tunele i zakładając gniazda.
Ale zaniepokoiło nas coś jeszcze.
Kulki styropianu były jakieś takie… duże. Za duże, jak na nasze oko. No i mieliśmy rację. Wykonawca „zaoszczędził” kupując tańszy, niezgodny z projektem styropian o niższym niż zalecany współczynniku przenikalności cieplnej.
A idąc dalej, po zrobieniu tzw. odkrywki niszczącej odkryliśmy trzecią niedoróbkę.
Styropianowe elementy ocieplenia były klejone na grube (w niektórych miejscach nawet 4 cm) placki kleju. A producent po pierwsze zaleca klejenie obwodowe + miejscowe, a dopuszczalna grubość kleju nie może przekraczać 1 cm. Tak zrobiona izolacja po pierwsze może się nie utrzymać na ścianie, a po drugie i ważniejsze, tworzy komin powietrzny który w przypadku pożaru “pomaga” w rozprzestrzenieniu się ognia na wyższe piętra i na więźbę dachową.
Rozwiązanie
Dla nas rozwiązanie było tylko jedno – usunięcie całej warstwy docieplenia i zrobienie jej na nowo, zgodnie z projektem i wytycznymi producenta.
Ale wykonawca i inwestor postanowili inaczej.
Finał
Inwestor, wbrew naszym rekomendacjom, ułożył się z inwestorem. I tak, dziury po gryzoniach zostały wypełnione pianką niskoprężną, do dolnej warstwy ocieplenia zostały zamontowane listwy startowe, a resztę wątpliwości i niedoróbek załatwił rabat.
Nie tak to powinno być. Nie tak!
Zbliża się czas, kiedy po drogim sezonie grzewczym, część z Was będzie chciała poszukać oszczędności i zrobić termomodernizację. Mamy nadzieję, że chociaż część z Was wykorzysta wiedzę, którą się dzielimy i zadba o to, żeby specjaliści od fuszerek nie dorobili się na Waszej krzywdzie. To nie tylko kwestia pieniędzy, ale również życia i zdrowia domowników.