Wspólna fuszerka wykonawcy i inwestora? To nie mogło się udać. Odcinek czterdziesty drugi.
Narzekacie na wykonawców? Na ich brak fachowości? Nie dziwimy się, bo speców od fuszerek na rynku nie brakuje.
A co, jeśli wykonawca ma wiedzę, doświadczenie i narzędzia, ale to Wy mówicie mu, co i jak ma robić? I na dodatek on się zgadza? Co z tego może wyjść dobrego?
Nic!
Problem
Problemem był czas i wielkie oczekiwania w niewielkim mieszkaniu. Inwestor zaplanował wykonawcy remont łazienki w dwa tygodnie.
Inwestor wziął na siebie zakup oraz dostarczenie armatury podtynkowej, baterii, rur, złączek, kabli, gniazdek włączników, oświetlenia i płytek, kabiny prysznicowej, ustępu i umywalki. Czyli prawie wszystkiego.
Wykonawca miał zapewnić całą chemię budowlaną (hydroizolację, grunty i kleje) niezbędną do realizacji zamówienia i zrealizować je zgodnie z projektem.
Inwestor kupił co trzeba i wyprowadził się na dwa tygodnie do wynajętego mieszkania. Wykonawca wszedł na inwestycję i zaczął działać.
Działał całkiem skutecznie do momentu, kiedy okazało się, że towar inwestora jest co prawda zamówiony, ale niedostarczony! Więc prace trzeba było przerwać!
I się zaczęło!
Na początku inwestor zaczął planować wykonawcy inne prace. Na dodatek planował bez sensu! Bo przecież nie będzie wykonawca kładł płytek zanim nie zrobi instalacji wodnej i kanalizacyjnej. Później wykonawca poszedł na inną zaplanowaną realizację. Z czegoś przecież żyć musiał, a czekając nie zarabiał.
Jak już po miesiącu zamówiony towar dotarł, inwestor uprosił wykonawcę, żeby ten popracował u niego na drugi etat.
I jeszcze go poganiał!
Nie wyschło? Nie szkodzi! A grunt wcale nie jest tak bardzo potrzebny! I szybciej! Wszystko trzeba robić szybciej!
I wykonawca zgłupiał. Fachowiec, a dał się przekonać.
Efekt?
Dwa tygodnie po oddaniu łazienki płytki popękały. Na dodatek ledwo się ściany trzymały. Rękami mogliśmy je zdejmować!
Diagnoza
Szkolny błąd! Źle przygotowane, nieodpylone i niezagruntowane podłoże.
Rozwiązanie
Wszystko do skucia i położenia jeszcze raz!
Finał
Na nasz widok wykonawca najpierw się ucieszył!
– ja panów znam! Czytam Normatywne publikacje!
A później,
– wiem, spieprzyłem to.
Przyznał, że popędzany zawalił robotę. Ale zadeklarował, że poprawi wszystko na swój koszt. I wiecie co? Zrobił to świetnie! Bezbłędnie!
Inwestor poprosił nas o nadzór i już nie popędzał. Już nie mówił co i jak trzeba robić.
I taką mamy refleksję po tym wszystkim.
Jeżeli ktoś nie mając wiedzy mówi fachowcowi co i jak ma robić, to niech się nie dziwi, że efekty tego są tragiczne! Pół biedy, że tutaj tylko płytki popękały.
A gdyby taki inwestor miał mówić mechanikowi w warsztacie jak samochód naprawiać? A gdyby miał mówić budowniczemu jak dom stawiać?
A gdyby ktoś bez wiedzy mówił Wam jak macie pracować?
Przecież gdzieś muszą być granice tego absurdu! I z tą refleksją, zostawiamy Was na weekend. 🙂